Ten blask, który sprawia, że zewsząd pojawiają się cienie migoczące
gdy wiatr, który niesie woń słodkiej letniej nocy
otwarte pomarańczowe oczy domów odwiedza.
Uszy wypełniane grzmotem samolotu, który wznosi się do lotu
akompaniowanego przez brzozę grzechoczącą zielonymi palcami
wraz z pierwszymi skrzypcami świerszczy w zasięgu dłoni.
Niebo co mami chmurami przeswitując zaledwie
między kwiatami bzu pojącymi swą esencją największe smutki duszy.
Chciałoby się zgubić w tym pięknie
i nie znalazłszy drogi do domu
oddać swe ciało by czas stanął
i nie śmiał już nigdy dążyć ku świtowi.